BANIALUKI

by
Ania & Luki

Dlaczego nie warto słuchać tubylców?

0
Podziel się

Nigdy nie słuchaj rad osób, które mają odmienne priorytety i próg wytrzymałości niż Ty. Szczególnie jeśli chodzi o jazdę rowerem. Przekonaliśmy się o tym, gdy trasa z Budapesztu na Etyek, jaką doradził nam nasz host, okazała się drogą przez piekło. Czemu nie zapaliła się nam czerwona lampka, gdy mówił, że lubi się dobrze zmęczyć na rowerze? Dlaczego nie wyciągnęliśmy wniosków z jego opowieści o tym, jak dobrze się czuje pokonując rowerem góry? Czemu nie zdziwił nas fakt, że proponował nam przejażdżkę rowerem po Budapeszcie, gdy termometry wskazywały jakieś 100 stopni Celsjusza? Wpakowaliśmy się w totalną pułapkę. Droga biegła non stop pod górę, zresztą dość stromą, a upał nie ustępował aż do godziny dziewiątej wieczorem. Przeklinaliśmy tę radę, naszą decyzję, by się do niej zastosować (kto w końcu lepiej się orientuje w trasach rowerowych niż tubylec, w dodatku zapalony cyklista?). Frustrację pogłębił fakt, że gdy wreszcie z gór zjechaliśmy wycieńczeni na główną drogę, okazało się, że wzdłuż niej od samego Budapesztu biegnie ścieżka rowerowa…

Into the wildDo Etyek dotarliśmy bardzo późnym wieczorem. Miasto oczywiście było położone wysoko na wzgórzu, co nie powinno nas dziwić, ze względu na tradycje związane z uprawą winorośli. Mimo że miejscowość jest naprawdę mała, było tam kilku dość aktywnych Couchsurferów. Nas przyjęła Z., która mieszka razem z mamą.

Zostaliśmy przyjęci niesamowicie ciepło. Z. odstąpiła nam swój pokój, a jej mama nalegała, byśmy wzięli na pamiątkę czerwone wino domowej roboty. Jak się okazało, nie każdy może liczyć na taką gościnność, jednak Polacy są traktowani wyjątkowo. Byliśmy pierwszymi gośćmi Z., więc początkowo nie była ona pewna, czy jej mama zgodzi się nas przenocować w domu. Podobno wstępnie zaproponowała, byśmy rozbili namiot w ogrodzie. Jednak gdy tylko dowiedziała się, że jesteśmy Polakami, sytuacja drastycznie się odmieniła na naszą korzyść. Od razu poleciła Z. pościelić nam łóżko w jej pokoju i przyjąć nas jak najlepiej.

Z. mówi, że od dzieciństwa małym Węgrom mówi się, że Polacy to przyjaciele, uczą się wierszyków na ten temat i od razu mają wbudowaną sympatię do naszych rodaków. Z. była w Polsce raz, w Szczawnicy, i jej pozytywne nastawienie do Polaków pogłębiło się jeszcze bardziej, ponieważ spotkała na swojej drodze życzliwych ludzi, którzy pomogli jej tam w wielu trudnych sytuacjach. Oczywiście zaprosiliśmy ją do Warszawy. Jeżeli wszyscy, których zapraszamy podczas tej podróży naprawdę do nas przyjadą, myślę że od listopada do końca roku będziemy mieć gości non stop! 🙂 I Urząd Promocji miasta Warszawa powinien nam odpalić trochę za sprowadzanie do stolicy tylu turystów!

Węgrzy są chyba bardzo uduchowieni albo Couchsurfing tylko takich osobników przyciąga, bo po raz kolejny osoba, która nas przyjęła, była zainteresowana medytacją i alternatywnymi metodami leczenia. Z. jest zafascynowana techniką EFT (Emotional Freedom Technique), która jest rodzajem akupresury pomagającej w leczeniu schorzeń i uwalnianiu się od nich emocjonalnie. Dowiedzieliśmy się, że metoda polega na delikatnym ostukiwaniu konkretnych miejsc na ciele i wprowadzaniu zmian w sposobie myślenia. Co ciekawe, wszystkie materiały edukacyjne związane z tą metodą są dostępne w Internecie za darmo, a jej twórca tworzy bezpłatne webinary, aby każdy mógł nauczyć się leczyć innych tą metodą.

Z. opowiedziała nam też o technice pozytywnej wizualizacji, jaką od wieków stosują rdzenni mieszkańcy Ameryki Północnej, czyli Indianie. Jeżeli modlą się oni o deszcz, przede wszystkim wysyłają w otoczenie energię, która sugeruje, że deszcz już pada. Wizualizują sobie dokładnie spadanie zimnych kropli deszczu na ziemię i wyobrażają sobie, jak rośliny i gleba chłoną wodę. W zasadzie od początku swojej modlitwy są wdzięczni Ziemi tak, jakby ten deszcz został już zesłany.

Od kilku dni próbuję tej metody, by sprowadzić deszcz na przesuszoną 40-stopniowymi upałami węgierską ziemię. Tłumaczę sobie, że moje modły nie są samolubne! Myślę też w jakimś sensie o rolnikach, którym usychają plony. Widzieliśmy już tyle pól z przesuszonymi słonecznikami na naszej drodze, a ziemia jest popękana jak w Sao Paulo! Póki co moja medytacja nie przyniosła żadnych rezultatów, a prognoza pogody nieubłaganie pokazuje, że rtęć w termometrach będzie się piąć do góry. Chyba zaczniemy jeździć wyłącznie nocą…

Ania Charytoniuk (wpisy: 65)

Kocham podróże, nowe smaki i gry planszowe. Ostatnio przekonałam się do wypraw rowerowych i slow travel. W wolnych chwilach czytam kilka książek naraz, uczę się hiszpańskiego i portugalskiego i oprowadzam Couchsurferów po warszawskiej Pradze.



×
Śledź nasze wpisy na FacebookuZapisz się na nasz NewsletterSubskrybuj nasz kanał RSS