BANIALUKI

by
Ania & Luki

O testowaniu wód mineralnych i słowackiej stronie mocy!

0
Podziel się

Trasa: Piwniczna-Zdrój – Maly Lipnik – las za Malym Lipnikiem (25 km)

Łączna liczba przejechanych kilometrów: 620

Piwniczna-Zdrój

Tak dobrze się nam spało u Izy i Pawła! Dostaliśmy nawet swój własny pokój z siłownią. Standard jakieś pięć gwiazdek 🙂 Śmialiśmy się, że u nas Couchsurferzy także mają w pokoju fitness room, bo tam Łukasz składuje swoje sprzęty siłacza i ołtarz pakera, które jak do tej pory zbierał jedynie kolejne warstwy kurzu.

Zostaliśmy powitani pysznym śniadankiem – naleśniczkami z domowym dżemem i kawusią. Żyć nie umierać! Paweł zapowiedział, że zabierze nas na tour po pijalniach naturalnej wody mineralnej. Ruszyliśmy – tym razem autem, cóż za miła odmiana! Jedno ze źródełek było zlokalizowane tuż pięknym potoku wśród gór (jak cała Piwniczna zresztą, więc nie będę już tego pisać). Woda w smaku była dość kwaśna, mocno gazowana i czuć było w niej żelazo. Następne, których skosztowaliśmy, były już nieco łagodniejsze w smaku, ale w dalszym ciągu trudno było się do nich przyzwyczaić. Na pewno jest to zupełnie co innego, niż butelkowane wody mineralne. Mieszkańcy Piwnicznej-Zdroju pewnie pukają się w głowę, jak słyszą, że ktoś płaci za taką wodę. Widzieliśmy, jak przyjeżdżają z całymi skrzynkami pełnymi butelek plastikowych różnych pojemności i napełniają je wodą. Paweł powiedział, że na tą kwaśną wodę mówi się kacówka, bo podobno niejednego już stawiała na nogi dzień po.

Łukasz testuje Piwniczankę w Piwnicznej-ZdrojuPaweł z dziada pradziada pochodzi z Piwnicznej, więc chyba można go nazwać góralem. Samochodem jeździ z prawdziwą góralską fantazją. Nie dla niego zwalnianie na zakrętach czy na serpentynowym zjeździe z górki. Emocje jak na kolejce górskiej! Nasz tour po mieście zakończyliśmy na Rynku, który jak się okazuje pełni tu przede wszystkim funkcję parkingu, i to płatnego. Smutno nam było na to patrzeć, bo miasto ma ogromny potencjał do tego, by rynek był miejscem spotkań dla mieszkańców i rozrywki dla turystów. Widzieliśmy może ze dwa kramiki i jedną lodziarnię, które tonęły w morzu samochodów. Pana burmistrza uprasza się o opamiętanie. Tym bardziej, że jak powiedziała nam Iza, pod rynkiem są ukryte zabudowania starego miasta. Aż się prosi o to, by je odsłonić lub udostępnić zwiedzającym, tak jak jest to zrobione w sąsiedniej Muszynie, czy nawet w Lublinie, Toruniu czy Krakowie. Szkoda potencjału Piwnicznej. A i turystów coraz mniej. Miasto najwyraźniej się nie odnajduje w kapitalistycznej rzeczywistości. Paweł pokazał nam ośrodki, które za czasów PRL tętniły życiem, dzisiaj stoją puste, niektóre nawet nie funkcjonują.

Rozleniwiliśmy się trochę u Izy i Pawła, ale trzeba było wyruszać w drogę. Raptem 2 kilometry wystarczyły, by znaleźć się po słowackiej stronie mocy. Jechaliśmy w miarę płaskimi drogami wzdłuż rzeki Poprad i w większości udało się nam ominąć masakrujące podjazdy. Czy poczuliśmy różnicę po przekroczeniu granicy? Fakt, że droga od razu była lepszej jakości, ale kilka kilometrów dalej zmieniła się w piaszczystą. Miałam też wrażenie, że domki i ogródki w wioseczkach są jakby bardziej schludne. Największa różnica to brak sklepów w wioskach i małych miasteczkach. Raz na jakieś kilka kilometrów widzieliśmy maleńki sklepik, ale najwyraźniej zamykany jeszcze przed 18.00. Na każdym kroku nie stoją markety zagranicznych sieci, tak jak w Polsce Biedronki czy Lidle. Dla kogoś, kto przyzwyczaił się, że w każdej wsi są przynajmniej 2-3 supermarkety z prawdziwego zdarzenia, był to szok. Oczywiście jest to na pewno lepsze dla gospodarki słowackiej i dla wyglądu wsi, że nie jest ona zdominowana przez wielkie sklepowe szyldy. Nie byliśmy źli, ale na śniadanie zostało jedynie pół chleba i żelki 🙂

Poprad - granica polsko-słowackaZatrzymaliśmy się w wiejskim pubie, by orzeźwić się grejpfrutowym radlerem. Po kilku kilometrach zaczęło się ściemniać, więc rozbiliśmy namiot na polanie wśród gór. Zapowiada się piękny widok o poranku!

 

Ania Charytoniuk (wpisy: 65)

Kocham podróże, nowe smaki i gry planszowe. Ostatnio przekonałam się do wypraw rowerowych i slow travel. W wolnych chwilach czytam kilka książek naraz, uczę się hiszpańskiego i portugalskiego i oprowadzam Couchsurferów po warszawskiej Pradze.



Śledź nasze wpisy na FacebookuZapisz się na nasz NewsletterSubskrybuj nasz kanał RSS