Trasa: Letenye (Węgry) – Prelog (Chorwacja) – Ljubešćica (ok. 60 km) Auć! Dzień rozpoczęłam porządnym uderzeniem w głowę i nie do końca ogarniałam to, co się dzieje. No tak, przecież spaliśmy w ultra kompaktowym domku kempingowym w Letenye.
czytaj dalej Nikt nam nie powiedział, że droga z Velence do miejscowości o niewymawialnej nazwie Székesfehérvár okaże się najtrudniejszą planszą do przejścia. Nic też nie zwiastowało tego, co miało nadejść. Cieszyliśmy się, że przez większość trasy mamy ścieżkę rowerową, upał już trochę zelżał, więc z werwą ruszyliśmy w drogę.
czytaj dalej Chodzenie na boso jest podobno bardzo korzystne dla zdrowia. Postanowiliśmy to sprawdzić, przy okazji dając naszym nogom chwilę odpoczynku od pedałów. Zawitaliśmy do Parku Bosych Stóp w Tabajd na Węgrzech.
Nigdy nie słuchaj rad osób, które mają odmienne priorytety i próg wytrzymałości niż Ty. Szczególnie jeśli chodzi o jazdę rowerem. Przekonaliśmy się o tym, gdy trasa z Budapesztu na Etyek, jaką doradził nam nasz host, okazała się drogą przez piekło.
Jeśli jedziecie po Węgrzech na rowerze i nie zanosi się na znalezienie noclegu z prysznicem, jest jeszcze nadzieja. Zawsze można zatrzymać się w jednym z plażowych barów. My znaleźliśmy taki w Domony, 30 kilometrów od Budapesztu. Plaża, możliwość rozbicia namiotu i pyszne langosze w barze - czego chcieć więcej?
1000 kilometrów wyprawy rowerowej za nami. Oznacza to, że przejechaliśmy pół Polski, Słowację i spory kawałek Węgier. Przed nami jeszcze 2 miesiące wyprawy, idziemy po rekord! :)
Eger to brukowane uliczki, znakomite wina, zapach wanilii w powietrzu i czerwone dachy. Z pewnością tu jeszcze wrócimy!
Kolejny raz przekonujemy się, że Węgry nie są krajem przyjaznym rowerzystom. I nie chodzi nam o to, że w miastach mierzymy się z krawężnikami do połowy łydki albo z brakiem ścieżek rowerowych. To byłby mały pikuś. Problem zaczyna się, gdy do jakiejś miejscowości nie można dojechać inaczej, niż drogą szybkiego ruchu, na której co kilka kilometrów ustawiony jest znak zakazu wjazdu dla rowerów.
Kąpiel w jaskini, wyborna kawa, piękne uliczki i przyjaźni ludzie - to tylko kilka powodów, dla których naszym zdaniem warto odwiedzić Miszkolc, miasto na północy Węgrzech. Zupełnie niesłusznie pomijane przez turystów, z przypiętą łatką miasta przemysłowego. Miszkolc to węgierski odpowiednik naszych Katowic. Przekonaliśmy się, że ma wiele do zaoferowania!
Nasza przeprawa z południowej Słowacji do Miszkolca to droga przez mękę. Na trasie same cygańskie wsie, kompletny brak sklepów, przemysłowe miasta i ogromny głód. Przekonaliśmy się też, jak to jest pedałować nocą po autostradzie.